niedziela, 30 października 2016

Plastikowy savoir-vivre, złoty savoir-vivre

Kilkanaście wpisów i 3 (jeśli nie 4) akcje internetowe, 2 na żywo, a blog nadal nie poruszył spraw, które miały być jego problematyką. Po zgoła 2 latach postanowiłam spróbować reanimacji, przechodząc od razu do sedna.

 Po aferze z "Szarli ebdo" nabyłam alergii na wszelkie francuskojęzyczne wtręty, które dziennikarze (zwłaszcza dziennikarki), celebryci, politycy i aspirujący do powyższych powtarzają z emfazą większą niźli sami Francuzi. Jest w tej akcentacji jakaś fanfaronada i samozachwyt. Coś, co sprawia, że dany temat naznaczony zostaje nie znaczeniem, ale brzmieniem słów. "Szarli ebdo" niewtajemniczonym była prezentowana jako znamienita, FRANCUSKA, instytucja KULTURALNA. Mimo iż wulgarna twórczość tego pisma z kulturą miała niewiele wspólnego... 

Podobnie odczucia mam z owym savoir-vivrem. Savoir-vivre, czyli sawuAR wIWR, sawua wir, sawoir-wiwre. Słowo to pada szczególnie często, gdy wielce kulturalne panie w telewizji śniadaniowej omawiają wielce kulturalne tematy wielkiej wagi. Piersi modelowane silikonem, usta  i skóra wypełnione kwasem hialuronowym - tak napięte, że błyszczą nawet pod toną telewizyjnego makijażu. Bluzka pod kolor butów, spodnie pod kolor kanapy, a druga pani w podartych dżinsach. Panie, z których każda rozwiodła się przynajmniej raz, zaś w prasie pokazały przynajmniej majtki, jeśli nie sutki, nauczają mnie co położyć na świątecznym stole, co zakładać, a czego nie, co czytać, co myśleć, co mówić. Co ciekawe, nie uczą jak kulturalnie rozmawiać. I po co mi taki sawuar-wir? Co zmienia w moim życiu ułożenie łyżeczek? W czym ma mi to pomóc? Świat się zawali, jeśli zakupy przyniosę w plastikowej torbie?
Panie w telewizji sugerują, że jeśli dopełnię ich świętych zasad - stanę się damą! Taką jak one. Plastikową damą.

Nie twierdzę, że to zjawisko jest nowe. Miewaliśmy już epoki, w których maniery traktowano maniakalnie, ze zboczonym pietyzmem. Później w rewolucyjnym XX wieku, epoce buntu, "zasady zachowania" stały się wrogiem. Nic dziwnego, skoro pozornie nie mają sensu.

Jaki sens ma savoir-vivre?

"Wiedzieć jak żyć" (dosł. tłumaczenie) nie nauczy nas jak żyć, ale może nas nauczyć jak żyć milej. To wcale nie jest tak niepraktyczne, jak się wydaje.

Ja na przykład jestem osobą bardzo konfliktową. Bardzo. Banalną rozmowę potrafię przekształcić w awanturę. Nieznajomym trudno uwierzyć, że robię to nieświadomie. W rozmowie jestem jak słoń w składzie porcelany. Jednak - przez 20 lat odnotowałam pewne postępy. W pewnym momencie zaczęłam się pilnować, co i jak mówię, dbać o odpowiednie zwroty. Wtedy przyszło mi przeprowadzać rozmowy z przedstawicielami handlowymi. Nachalne telefony oferujące pożyczki, abonamenty, telefony. Nadal zdarza mi się być "tym okropnym klientem", który bez ogródek mówi, co o ofercie myśli. Ale zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe... Niechciane rozmowy przeprowadzone z uśmiechem, zakończone życzeniami miłego dnia. Miło. Co się stało???

"Dzień dobry", "nazywam się...", "czy mogłabym Pani...", "przepraszam", "dziękuję", "miłego dnia", "do usłyszenia". Tyle wystarczyło. Banalne frazesy ujarzmiły rozjuszonego byka (znaczy mnie). To się stało.

Z programów podróżniczych dowiadujemy się o "dziwnych", "śmiesznych" obyczajach dzikich plemion. Są wśród nich drobne podarunki, zabawne gesty, palenie dziwnych fajek. W każdej kulturze obowiązują jakieś zasady zachowania, dlatego zaliczamy je do kultur. Myślę, że gdyby nie zasady "podchodzenia" do obcych ludzi, nadal walczylibyśmy ze sobą o jedzenie. Niektórzy Polacy toczą bitwy o karpie, torebki i sprzęt elektroniczny - i wszyscy wiedzą, że to niekulturalne. Jeśli inni zechcą być kulturalni, takich zachowań będą unikać.
Uścisk prawicy wziął się z tego, że obcy pokazywali sobie, że nie dzierżą żadnej broni. Okazywali pokojowe zamiary. Dla Azjatów jest to gest krępujący, bo cenią sobie dystans. Mają jednak swoje powitania - ukłony.
Anglosaskie dzieci nabijają się z tańców "dzikich". "Dzikich" śmieszą nasze pocałunki. Wszystkich śmieszy schemat układania 10 rodzajów widelców. Dwa pierwsze obyczaje jakieś zastosowanie miały. Przesadzone zasady savoir-vivre już nie.

Przypomina to trochę biżuterię. Na wielkie wyjścia można zaszaleć i założyć większe ozdoby. Wskazana jest dbałość o dobranie koloru, stylu, estetyzm itd. Jednak na co dzień byłoby to kłopotliwe. W zwykłe dni o wiele lepiej sprawdza się skromny łańcuszek (srebrny lub złoty) z prostym wisiorkiem. Może on nawet spełniać funkcję praktyczną: wskazywać na wyznawaną religię, przechowywać zdjęcie rodzinne, ściągi (!) albo dysk danych. A przy okazji zdobić właścicielkę (-a) i sprawiać, że będzie lepiej odbierana przez otoczenie (będzie jej się żyło milej).




Swoją drogą, od tych 2 lat swojego łańcuszka nie noszę (cóż za symbolizm!). Zerwał mi się w drodze na zaliczenie. W istocie, ważniejsze okazało się jednak zdanie tamtego trudnego przedmiotu, niż to, że po drodze straciłam piękną błyskotkę. Ponieważ wisiorek prezentował Matkę Boską, postanowiłam nie wzbudzać w sobie negatywnych emocji z Jej powodu.  Przeżyłam.

Savoir-vivre, aby miał sens, powinien być czymś pięknym, ale nie problematycznym. Czymś, co ułatwia nam życie, ale nam go nie układa. Oczywiście według mnie.
Plastikowe damy mogą się ze mną nie zgodzić. Na szczęście nie uważam się za damę, żeby z nimi dyskutować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz